sobota, 8 grudnia 2012

Rudnevs znowu odpowiedział na głupoty jednej z gazet

Jeszcze niedawno byli tacy, którzy wieszczyli, że Artjoms Rudnevs wróci do Lecha Poznań. A to dlatego, że nie odnalazł się w Bundeslidze. W piątek Łotysz pokazał, że niektórzy nie powinni pisać o piłce, bo albo się na niej nie znają, albo rzetelność przesłoniły im słupki sprzedaży.

Śmiali się z tych doniesień w Lechu, śmiał się też pewnie Rudnevs. Nie wiem, czy ktoś napastnika zapytał o ewentualny powrót do Lecha. Jeśli nie, to łotewski snajper co i rusz udziela konkretnych odpowiedzi. W piątek nawet dobitnie. Strzelił dwa gole przeciwko Hoffenheim i ma 6 trafień na koncie. A do tego 3 asysty.


Nikt mi nie powie, że Hamburger SV zdecydydowałby się wypożyczyć do Ekstraklasy, czyli pozwolić zrobić krok w tył, swojemu najskuteczniejszemu (obok Heung-Mina) zawodnikowi. Szczególnie, że HSV po słabszym początku jest teraz w górnej połówce tabeli, a spłaszczenie stawki powoduje, że może nawet myśleć o europejskich pucharach.

Szybciej więc do HSV trafiłby kolejny piłkarz Lecha (tylko który, skoro w "Kolejorzu" bida... Może ten utalentowany Linetty? Bo chyba nie Trałka, Murawski czy Ślusarski) niż Rudnevs znowu zamelduje się przy Bułgarskiej. Łotysz szybciej spojrzy w kierunku Dortmundu lub Anglii, Hiszpanii, Włoch niż sprawdzi połączenia do Poznania...

piątek, 7 grudnia 2012

Lepszy niż Boenisch. Gdyby tylko chciał grać dla Polski

Jakub Wawrzyniak to obecnie jedyny lewy obrońca, o którym Waldemar Fornalik może myśleć, gdy zastanawia się, jak zestawić pierwszą jedenastkę reprezentacji Polski. Niewykluczone, że poważny rywal dla "Wawrzyna" gra w Niemczech.

Franciszek Smuda wymyślił dla reprezentacji Polski Sebastiana Boenischa. Teoretycznie strzał nie był zły. Mocny, ofensywnie grający, defensor silnego Werderu Brema - brzmiałoby dobrze, gdyby nie poważne problemy piłkarza z kontuzjami. Boenisch zbawcą biało-czerwonych nie został i trudno przypuszczać, że jeszcze nim będzie, chociaż niedawno trafił do Bayeru Leverkusen. U "Aptekarzy" pojawił się jednak awaryjnie i raczej wątpliwe, żeby zrobił wielką karierę.

Jest tymczasem w Bundeslidze piłkarz, który znajduje się obecnie na drugi biegunie. Mowa o Matthiasie Ostrzolku. 22-letni zawodnik FC Augsburg błyszczy w niemieckiej ekstraklasie. Wyrasta na czołowego lewego obrońcę ligi. Co to ma do reprezentacji Polski? Sporo. Urodzony w Bochum gracz ma bowiem polskie korzenie, a nawet grał w juniorskiej reprezentacji biało-czerwonych.





Epizod miał miejsce w 2007 roku w kadrze U-17. Później Ostrzolek już dla Polski nie zagrał, a wystąpił w kadrze U-21 Niemiec. I nie ukrywał, że marzy o pierwszej kadrze naszych zachodnich sąsiadów. - Nie czuję się Polakiem - mówił nawet na łamach niemieckiej prasy.

Trudno dziwić się młodemu chłopakowi, że chciałby trafić do zdecydowanie silniejszej reprezentacji. O tym samym swego czasu marzył jednak Boenisch, a jak się skończyło, wszyscy wiemy. Dlatego można byłoby spróbować zawalczyć o Ostrzolka. W dzisiejszych czasach jest niestety tak, że pewnie po otrzymaniu powołania Ostrzolek poczułby dziwną więź z ziemią pochodzenia matki. Tak się dzieje i już. Nikt tego nie zatrzyma, a Polacy za kilka lat mogą żałować, że nie próbowali chociaż namówić zawodnika Augsburga do gry z orzełkiem na piersi.

środa, 5 grudnia 2012

Mieli być na szczycie. Są w "dziwnych" miejscach

Pewnie wielu kibiców w Polsce pamięta Davida Odonkora. Pomocnik reprezentacji Niemiec załatwił nas na MŚ 2006. Wówczas wydawało się, że zajdzie daleko. 6 lat później wylądował jednak na Ukrainie. I to nie w Szachtarze Donieck.




Zawsze interesowały mnie losy piłkarzy, którzy w pewnym momencie nie zrobili tego jednego, decydującego kroku. Tego, który pozwoliłby im wejść na piłkarski olimp. Często tacy zawodnicy zamiast kroku, robią dwa, trzy, a czasem całe kilometry ruchów w tył...

Postanowiłem przedstawić Wam takich piłkarzy praktycznie liga po lidze. W każdym zakątku Europy znajdą się bowiem tacy zawodnicy. Na początek ukraińska Premier Liha i kilka ciekawych przypadków.

Warto zacząć od wspomnianego Odonkora. To on na mundialu w Niemczech uciekł Dariuszowi Dudce i zagrał w pole karne, gdzie był Olivier Neuville. Przegraliśmy po golu w 91. minucie i mecz z Kostaryką był tylko o honor...





Wielu kibiców w Polsce było przybitych porażką, ale po otarciu łez trzeba było docenić to, co potrafił Odonkor. Wydawało się, że po odejściu z Borussii Dortmund może podbić Europę. Po MŚ trafił do Betisu Sewilla i nie błyszczał. Prześladowały go kontuzje. W sezonie 2011-12 grał już w 2. Bundeslidze w barwach Alemannii Aachen. Latem niespodziewanie przeniósł się na Ukrainę. Nie wylądował jednak w żadnym czołowym klubie. Związał się z beniaminkiem - Howerła Uzhodor. Nie on jeden. W tym zespole grają też Swietosław Todorow, w przeszłości zawodnik West Ham United i Portsmouth. Bułgar ma jednak już 34 lata, a Odonkor dopiero 28. Jeszcze młodszy od Niemca jest Damien Le Tallec. Francuz nie przebił się w Borussii Dortmund, a ostatnio grał w Nantes. Teraz próbuje swoich sił na Ukrainie. I wreszcie strzela gole. W 9 meczach trafił 3 razy.

Rocznik "90", tak jak Le Tallec, jest Levan Kenia.


 Młody Gruzin jako 18-latek trafił do Schalke Gelsenkirchen. Wydawało się, że tam ruszy do wielkiej kariery. Wyszło inaczej. Kenia przed sezonem trafił na Ukrainę. Wylądował w Karpatach Lwów, tak jak Semir Stilić, który w mediach przymierzany był do Celtiku Glasgow, Borussii Moenchengladbach i kilku innych zespołów silnych lig europejskich.

W Kijowie wylądowali natomiast dwaj piłkarze, którzy widnieli w kadrze Milanu. Portugalczyk Pele i Ghańczyk Adiyiah nie zdołali się przebić we włoskim gigancie. Czy jeszcze wrócą do wielkiej piłki?

Na koniec jeszcze jeden przypadek. Anthony Vanden Borre. 25-letni Belg grał w Anderlechcie Bruksela, Fiorentinie, Genoi i Portsmouth, a ostatnio w Genk. Reprezentant Belgii niedawno trafił do Tawriji Symferopol, gdzie kiedyś był Paweł Hajduczek...

DODATEK: Gdybyście zastanawiali się, gdzie grają byli piłkarze klubów z Trójmiasta: Ante Rozić i Ivans Lukjanovs, to spieszę z odpowiedzią. W Metałurgu Zaporoże. Zarówno były gracz Arki Gdynia, jak i zawodnik Lechii Gdańsk. Obaj nie radzą jednak sobie najlepiej. Australijczyk zagrał jeden mecz, a Łotysz cztery...

Już niedługo kolejne ligi i kolejne zagubione gwiazdy!





niedziela, 2 grudnia 2012

Chwila, chwilunia i forma Jelenia będzie malina

Od kiedy poznałem trenera Sasala, wydawało mi się, że to gość, który twardo stąpa po ziemi. Miałem okazję z nim rozmawiać, oglądać mecze prowadzonych przez niego drużyn, a nawet przekonać się na własne oczy, jak pracuje z młodzieżą. Normalny facet. Z trzeźwym spojrzeniem na futbol.




W wywiadzie udzielonym "Piłce Nożnej" Sasal jednak odleciał. - ... jeżeli Irek Jeleń zdecyduje się współpracować ze mną przez kilka kolejnych miesięcy, w czerwcu, jestem o tym przekonany, podpisze kontrakt z zespołem z najwyższej europejskiej półki - powiedział Sasal. Koniec cytatu.





Tak dla jasności. W Podbeskidziu nie ma innego Irka Jelenia. Jest jeden. Ten, który zaczynał w Mieszku Cieszyn, trochę "mrówkował" przez granicę, występował w Beskidzie Skoczów i Wiśle Płock, a potem bywał gwiazdą AJ Auxerre i nawet nie zapchajdziurą w Lille. Ten 31-letni Jeleń ma już za kilka miesięcy znowu podbijać Europę. Ok. Co prawda teraz powoli staje się blotką w Ekstraklasie, ale jeszcze kilka, kilkanaście treningów z Sasalem i zgłosi się po niego Barcelona. Lub Real, no dobra, weźmie go Manchester United, bo Ferguson straci cierpliwość w negocjacjach w sprawie Roberta Lewandowskiego. To są bowiem kluby z najwyższej półki europejskiego futbolu. W takim Jeleń nigdy nie grał i już nie zagra. Nie zmieniłby tego Mourinho, nie zmieniłby Leo Beenhakker i nie zmieni tego Sasal.