środa, 24 kwietnia 2013
I tylko Trzeciak nie był zadowolony...
Robert Lewandowski będzie teraz na ustach wszystkich kibiców przez najbliższe dni. I tylko Mirosławowi Trzeciakowi może być wstyd...
Przed sezonem 2008-09 Legia przegrała z Lechem Poznań walkę o Lewandowskiego. Do stolicy trafił natomiast Mikel Arruabarrena. Trzeciak triumfował. - Po co nam Lewandowski, skoro mamy "Arru"? - pytał retorycznie i zaklinał rzeczywistość jednocześnie.
Szybko okazało się, że magikiem jest słabym i nie był w stanie zabrać nie tylko czarodziejskiej palmy pierwszeństwa Harry'emu Potterowi lub Merlinowi, ale nawet ksywski "Magic" Jackowi Magierze.
Arruabarrena w Ekstraklasie zagrał tylko 6 razy i nie strzelił gola. Lewandowski władował 14 bramek i poszedł w górę. W kolejnym sezonie było 18 trafień i tytuł króla strzelców, a następnie transfer do Borussii Dortmund. W Niemczech początki miał trudne, ale drugi i trzeci sezon to już powyżej 20 zdobytych bramek. Do tego tak spektakularne występy, jak ten z Realem w środowy wieczór.
A Arruabarrena? Po Legii trafił do Eibar i kompletnie nie grał. Odżył na wypożyczeniu do Leganes. Tam w 36 meczach III ligi hiszpańskiej zdobył 22 gole i wrócił do Eibar. W poprzednim sezonie trafił 8 razy, w bieżącym 9. O Lidze Mistrzów nie myśli, ale na pewno miło wspomina Mirosława Trzeciaka...
Subskrybuj:
Posty (Atom)