Ofensywa transferowa Legii Warszawa, rozbiór warszawskiej Polonii, wyjazd kilku gwiazd i kilku obiecujących piłkarzy wyciągniętych z I ligi. Okienko transferowe w Polsce już się zamyka. Czas na podsumowanie ciekawych tygodni, w których przewijało się 10 mln euro, było "jodłowanie" i "ząbkowski Messi".
Kupiony okazyjnie
Ireneusz Król odrzucił ofertę Queens Park Rangers za Łukasza Teodorczyka. Uznał, że dwa mln funtów to za mało. Później zapowiadał, że nie puści napastnika do Lecha Poznań nawet za 10 mln euro. Ostatecznie dogadał się z "Kolejorzem" i dostał... około 500 tysięcy złotych. Interes życia.
Rozbiór Polonii
Na kłopotach przy Konwiktorskiej skorzystały cztery kluby. Skorzystał Ruch, wyciągając Marcina Baszczyńskiego. Skorzystał Lech, biorąc Teodorczyka. Skorzystało Zagłębie, kontraktując Dore Cotrę. I skorzystała Legia, która wzięła Tomasza Brzyskiego i Włademira Dwaliszwiliego. Ponadto odszedł Edgar Cani, K6 opuścił też Isidoro.
Ma być lepszy niż Stilić
Lech jeszcze jesienią stracił Manuela Arboledę. Kolumbijczyk i część wiosny ma z głowy z powodu urazu. W Poznaniu nie zatrudniono jednak nowego stopera. Wzięto natomiast Teodorczyka i Kaspera Hamalainena. Fin ma być głównym dyrygentem wicelidera Ekstraklasy. I to lepszym niż Semir Stilić, o którym przy Bułgarskiej wielu zdążyło zapomnieć.
Udowodni, że nie jest gorszy od Koseckiego?
- Myślę, że nie jestem od niego gorszy, ale jednak to Kuba gra w pierwszym zespole, a ja niestety nie. To reprezentant kraju, jest szybki, ma swoje walory, ale ja też mam swoje - mówi Bartosz Żurek. Utalentowany piłkarz będzie miał okazję to udowodnić. Został wypożyczony z Legii do GKS Bełchatów i pewnie dołoży kolejne minuty do tych 9, które ma rozegrane w Ekstraklasie.
"International level" zamiast Milika
Górnik zrobił dobry interes na sprzedaży Arkadiusza Milika do Bayeru Leverkusen. Zabrzanie w miejsce młodego napastnika ściągnęli gościa, który swego czasu był kandydatem do miana gwiazdy. Przynajmniej według Leo Beenhakkera. Czas płynął, a Zahorski nie odpalił. Od sezonu 2008-09 zagrał w 69 meczach w Ekstraklasie. Strzelił 7 goli.
Powroty mniejsze i większe
Wisły nie było stać na transfery. Sprowadzono więc Kamila Kosowskiego, a po nieudanej przygodzie w Turcji wrócił Patryk Małecki. Czy poprawią grę Wisły i jej wyniki? Śmiem wątpić.
Po przerwie w karierze na boisko wraca też Krzysztof Ostrowski. Pomocnik, który nie podpił dawniej ligi w barwach Legii Warszawa, ostatnio prowadził klinikę uzależnień. Trudno przypuszczać, by teraz gra Śląska była uzależniona od "Ostrego", ale uzupełnieniem składu Pan Krzysztof pewne będzie niezłym.
W Bełchatowie znowu pojawił się Patryk Rachwał - ostatnio głębokie rezerwy Zagłębia Lubin.
Najwięksi przegrani...
Stawiam na dwóch piłkarzy. Pierwszy to Szymon Pawłowski. Po bardzo dobrej rundzie wydawało się, że będzie miał sporo ofert. A jednak nie miał w czym specjalnie wybierać i to mimo tego, że w czerwcu skończy mu się umowa z Zagłębiem. Jeśli zaliczy udaną wiosnę, to nie będzie problemu. Gorzej, jak powinie mu się noga... Wówczas może kontraktem poratuje go... Zagłębie.
Drugim przegranym jest Marcin Wasilewski. Wydaje się, że "Wasyl" trochę przekombinował. Rozmawiał z Legią i był bliski porozumienia, ale ostatecznie do podpisania umowy nie doszło. Latem temat może wrócić, ale do tego czasu Wasilewskiego czeka ławka rezerwowych w Anderlechcie Bruksela.
Do tego nagroda specjalna. Dla działaczy Śląska Wrocław za zamieszanie wokół przenosin Tomasza Jodłowca do Legii Warszawa. Takiego natężenie kompromitujących oświadczeń nie widziałem dawno.
Odlot nielicznych gwiazd
Zimą Ekstraklasa straciła kilku piłkarzy, którzy zaczynali przerastać ligę umiejętnościami. Tak było nawet w przypadku Rafała Wolskiego, który jesień stracił z powodu leczenia kontuzji. Pomocnik Legii wylądował w Fiorentinie. Wspomniany Milik już grywa w Bayerze. W Polsce nie chciał zostać Abdou Razack Traore, którego próbowała przekonać Legię. Reprezentant Burkina Faso wybrał ofertę Gaziantepsporu, gdzie spotkał Dervydasa Sernasa. Do tego grona warto dodać oczywiście Maora Meliksona, który trafił do Valenciennes oraz mimo wszystko Edgara Caniego. Albańczyk, gdyby nie trudny charakter, pewnie byłby gwiazdą Ekstraklasy. Po odejściu z Polonii zakotwiczył w Catanii Calcio. Do Sivassporu wyjechał Arkadiusz Piech.
Egzotyczne wyjazdy w mało znane miejsca
Kilku innych piłkarzy opuściło Ekstraklasie i wyjechało do lekko egzotycznych z naszego punktu widzenia lig. W Szeriffie Tyraspol będzie grał Krzysztof Król, który kiedyś miał być o krok od podboju Realu Madryt. W bułgarskim Etyrze 1924 Wielkie Tyrnowo o utrzymanie powalczą Sławomir Cienciała i Mateusz Bąk. W bułgarskiej lidze spotkają Adama Stachowiaka - obecnie już Botew Płowdiw.
Podbiją Ekstraklasę? Jest nawet "Messi"
Kilku piłkarzy zimą zamieniło zespoły I ligi na Ekstraklasę. Czy podbiją najwyższą klasę rozgrywkową? Julien Tadrowski (teraz Pogoń Szczecin) i Adrian Błąd (znowu Zagłębie Lubin), a także Wojciech Trochim (po Warcie Poznań przyszedł czas na Zagłębie) mają wszelkie dane, by błyszczeć w Ekstraklasie. Czy wykorzystają swoją szansę? Klasę będzie musiał potwierdzić "ząbkowski Messi", czyli Robert Chwastek, który zamienił Dolcan na Ruch Chorzów.
Który transfer okaże się najbardziej opłacalny: Włademira Dwaliszwiliego do Legii Warszawa
Kto będzie największym rozczarowaniem: Emmanuel Sarki z Wisły Kraków
Kto będzie największym objawieniem: Julien Tadrowski w Pogoni Szczecin
piątek, 22 lutego 2013
czwartek, 21 lutego 2013
A co jeśli Dudek z Liechtensteinem puści "szmatę"?
Czy to dobrze, że Jerzy Dudek zagra w meczu Polska - Liechtenstein? Po pojawieniu się takiej informacji, byłem jak najbardziej "za". Teraz mam trochę wątpliwości i skłaniam się ku opcji "przeciw".
ZA:
- Dudkowi należy się godne pożegnanie z reprezentacją
- Jest to lekkie ciągnięcie za uszy do Klubu Wybitnego Reprezentanta, ale... skoro brakuje tylko jednego epizodu, to czemu nie? Nie jest tak, że nagle szuka się trzech czy czterech spotkań. A w przypadku Dudka można to podczepić pod pożegnanie z kadrą. Póki co kryteria członkostwa w KWR są takie, a nie inne. Ponadto Zbigniew Boniek, pomysłodawca pożegnania Dudka, twierdzi, że wcale nie chodzi o wepchnięcie Jurka do szacownego grona. Pytanie jednak, czy Dudek w reprezentacji był wybitny?
- Dopiero niedawno Dudek stwierdził, że nie wznowi kariery. W tym momencie, dopiero w tym momencie, przekreślił swoje szanse na powrót do reprezentacji.
PRZECIW:
- To zły moment. Dudek taki mecz powinien mieć kilkanaście miesięcy temu. Jeszcze za poprzednich władz PZPN, gdy był w miarę czynnym piłkarzem. Teraz to Dudek grywa w golfa. Cały czas więc w rękawicach, ale jakby trochę innych niż bramkarskie.
- Dudek i tak powinien być Wybitnym Reprezentantem.Tak jak Józef Młynarczyk, który w kadrze zagrał 42 razy, czy Lucjan Brychczy z 58 grami na koncie.
- Wystawienie Dudka na dłużej niż 5 minut będzie niezbyt poważne wobec reprezentacji Liechtensteinu. Wątpię, by przeciwko Niemcom, Włochom czy Hiszpanom ktoś zdecydowałby się wystawić Dudka.
- PZPN powinien zrobić pożegnanie Dudka, ale w meczu z... Liverpool FC lub Realem Madryt. Przypuszczam, że udałoby się ściągnąć któryś z byłych zespołów Polaka nad Wisłę i pożegnać Dudka w takim spotkaniu. A i kibiców przyszłoby więcej.
Ogólnie głównym problemem jest... Klub Wybitnego Reprezentanta. Kryterium 60 spotkań jest chore. Przez nie w gronie wyróżnionych nie ma m.in. Jerzego Gorgonia, Józefa Młynarczyka, a ledwo załapali się Włodzimierz Smolarek i Andrzej Szarmach.
Zbigniew Boniek powinien jak najszybciej zmienić kryterium członkostwa w KWR. Niezależnie od casusu Dudka, którego powinno się pożegnać kwiatami i kartą członkowską przed którymś spotkaniem reprezentacji. I nie dawać mu wychodzić na boisko i zmuszać do gry. Bo jeszcze któryś z graczy Liechtensteinu strzeli na bramkę, Dudek puści "szmatę" i zamiast święta będzie niesmak. Co wtedy? Dać Dudkowi zagrać 61. mecz, by się zrehabilitował i z pożegnania z kadrą miał miłe wspomnienia?
ZA:
- Dudkowi należy się godne pożegnanie z reprezentacją
- Jest to lekkie ciągnięcie za uszy do Klubu Wybitnego Reprezentanta, ale... skoro brakuje tylko jednego epizodu, to czemu nie? Nie jest tak, że nagle szuka się trzech czy czterech spotkań. A w przypadku Dudka można to podczepić pod pożegnanie z kadrą. Póki co kryteria członkostwa w KWR są takie, a nie inne. Ponadto Zbigniew Boniek, pomysłodawca pożegnania Dudka, twierdzi, że wcale nie chodzi o wepchnięcie Jurka do szacownego grona. Pytanie jednak, czy Dudek w reprezentacji był wybitny?
- Dopiero niedawno Dudek stwierdził, że nie wznowi kariery. W tym momencie, dopiero w tym momencie, przekreślił swoje szanse na powrót do reprezentacji.
PRZECIW:
- To zły moment. Dudek taki mecz powinien mieć kilkanaście miesięcy temu. Jeszcze za poprzednich władz PZPN, gdy był w miarę czynnym piłkarzem. Teraz to Dudek grywa w golfa. Cały czas więc w rękawicach, ale jakby trochę innych niż bramkarskie.
- Dudek i tak powinien być Wybitnym Reprezentantem.Tak jak Józef Młynarczyk, który w kadrze zagrał 42 razy, czy Lucjan Brychczy z 58 grami na koncie.
- Wystawienie Dudka na dłużej niż 5 minut będzie niezbyt poważne wobec reprezentacji Liechtensteinu. Wątpię, by przeciwko Niemcom, Włochom czy Hiszpanom ktoś zdecydowałby się wystawić Dudka.
- PZPN powinien zrobić pożegnanie Dudka, ale w meczu z... Liverpool FC lub Realem Madryt. Przypuszczam, że udałoby się ściągnąć któryś z byłych zespołów Polaka nad Wisłę i pożegnać Dudka w takim spotkaniu. A i kibiców przyszłoby więcej.
Ogólnie głównym problemem jest... Klub Wybitnego Reprezentanta. Kryterium 60 spotkań jest chore. Przez nie w gronie wyróżnionych nie ma m.in. Jerzego Gorgonia, Józefa Młynarczyka, a ledwo załapali się Włodzimierz Smolarek i Andrzej Szarmach.
Zbigniew Boniek powinien jak najszybciej zmienić kryterium członkostwa w KWR. Niezależnie od casusu Dudka, którego powinno się pożegnać kwiatami i kartą członkowską przed którymś spotkaniem reprezentacji. I nie dawać mu wychodzić na boisko i zmuszać do gry. Bo jeszcze któryś z graczy Liechtensteinu strzeli na bramkę, Dudek puści "szmatę" i zamiast święta będzie niesmak. Co wtedy? Dać Dudkowi zagrać 61. mecz, by się zrehabilitował i z pożegnania z kadrą miał miłe wspomnienia?
wtorek, 19 lutego 2013
Zamiast jodłowania mistrz Polski skamle o kilka groszy
Żenujące są działania Śląska Wrocław w sprawie Tomasza Jodłowca. Mistrz Polski nie walczy już o zawodnika, bo na to nie ma szans, ale pod przykrywką takich starań, chce od Legii wyciągnąć pieniądze...
Jodłowiec był do Śląska oddany za darmo przez Józefa Wojciechowskiego. Były właściciel Polonii do północy 18 lutego mógł zawodnika wytransferować do innego klubu. Takie były zapisy w umowie z działaczami wrocławskiego "giganta".
Oczywiście, gdy do tego doszło, szefowie Śląska się obudzili. Zaczęli tłumaczyć, że transfer jest nieważny, że zabezpieczyli swoje interesy i Jodłowiec nadal jest ich. Piłkarz i Legia niewiele sobie robili z tupania nóżką. We wtorek rano obrońca został zaprezentowany w koszulce lidera Ekstraklasy. Faktycznie interesy Śląska zabezpieczone zostały kapitalnie. Jak złoto przez Marcina P. w Amber Gold.
Działacze Śląska już na szczęście przestali się kompromitować i zrozumieli, że Jodłowiec umowy z Legią nie podpisał we wtorek, a w poniedziałek lub niedzielę, czyli przed północą 18 lutego. Ktoś życzliwy wytłumaczył im różnicę między PODPISANIEM a PREZENTACJĄ. Szkoda, że Mikołajki daleko, bo w butach "derektorów" Śląska można byłoby umieścić Słownik Języka Polskiego. O ile zmieściłby się obok słomy.
Teraz Śląsk wyciąga różne paragrafy i próbuje podważyć transfer Jodłowca. Tak jest to przedstawiane oficjalnie. Wiadomo jednak, że nie chodzi o coś innego. A konkretnie to o pieniądze. Wrocławianie próbują ratować swoje dupy i przyklejone do nich stołki nawet kosztem twarzy. Szkoda, że zapominają o wizerunku klubu.
Chciałbym, żeby cała sprawa zakończyła się polubownie. Żeby Legia łaskawie zdobyła się na jałmużnę. W ten sposób drugi raz Śląsk zostanie skompromitowany.
Jodłowiec był do Śląska oddany za darmo przez Józefa Wojciechowskiego. Były właściciel Polonii do północy 18 lutego mógł zawodnika wytransferować do innego klubu. Takie były zapisy w umowie z działaczami wrocławskiego "giganta".
Oczywiście, gdy do tego doszło, szefowie Śląska się obudzili. Zaczęli tłumaczyć, że transfer jest nieważny, że zabezpieczyli swoje interesy i Jodłowiec nadal jest ich. Piłkarz i Legia niewiele sobie robili z tupania nóżką. We wtorek rano obrońca został zaprezentowany w koszulce lidera Ekstraklasy. Faktycznie interesy Śląska zabezpieczone zostały kapitalnie. Jak złoto przez Marcina P. w Amber Gold.
Działacze Śląska już na szczęście przestali się kompromitować i zrozumieli, że Jodłowiec umowy z Legią nie podpisał we wtorek, a w poniedziałek lub niedzielę, czyli przed północą 18 lutego. Ktoś życzliwy wytłumaczył im różnicę między PODPISANIEM a PREZENTACJĄ. Szkoda, że Mikołajki daleko, bo w butach "derektorów" Śląska można byłoby umieścić Słownik Języka Polskiego. O ile zmieściłby się obok słomy.
Teraz Śląsk wyciąga różne paragrafy i próbuje podważyć transfer Jodłowca. Tak jest to przedstawiane oficjalnie. Wiadomo jednak, że nie chodzi o coś innego. A konkretnie to o pieniądze. Wrocławianie próbują ratować swoje dupy i przyklejone do nich stołki nawet kosztem twarzy. Szkoda, że zapominają o wizerunku klubu.
Chciałbym, żeby cała sprawa zakończyła się polubownie. Żeby Legia łaskawie zdobyła się na jałmużnę. W ten sposób drugi raz Śląsk zostanie skompromitowany.
"Lewy" wolał jabłuszka niż "prestiżową" nagrodę
Robert Lewandowski został Piłkarzem Roku w plebiscycie "Piłki Nożnej". Na gali się nie pojawił. Kilka dni później pojawił się jednak w Polsce...
Lewandowski w sobotę nie pofatygował się na galę, by odebrać nagrodę przyznaną przez "Piłkę Nożną". A mógł to zrobić, bowiem za czerwoną kartkę został zawieszony na trzy spotkania i w sobotę nie musiał grać w lidze.
Ok. Mamy do czynienia z profesjonalnym klubem i "Lewy" pewnie miał obowiązek pojawienia się na trybunach podczas meczu z Eintrachtem. Problem jednak w tym, że działacze BVB to nie są debile i pewnie puściliby Lewandowskiego na gale. Gdyby ten tylko poprosił. Marketingowo lepiej byłoby dla Borussii, żeby napastnik odebrał nagrodę, a zdjęcia z tego momentu pojawiły się w mediach.
Tymczasem "Lewy" wybrał inną imprezę. Zamiast w sobotę na imprezie w środowisku piłkarskim, w poniedziałek zjawił się na gali "Srebrnych Jabłek". Wielu pewnie spyta, co to za bal i czym coś wspólnego np. z Królewną Śnieżką lub wężem, kumplem Ewy i wrogiem Adama. Spieszę z odpowiedzią, że nie. Chodzi o związki partnerskie i ich genezę - czyli o miłość. Tym razem nominowani byli m.in. Robert Lewandowski i jego partnerka Anna Stachurska. Nie wygrali. Historia "lewej miłości" przegrała z dziejami Passentów (Daniela i Marty), Beaty Kozidrak i Andrzeja Pietrasa oraz Moniki Kuszyńskiej i Kuby Raczyńskiego.
Wybór Lewandowskiego świadczy jednak przede wszystkim o... prestiżu imprezy "Piłki Nożnej". Przecież nagrody nie odebrał też Danijel Ljuboja, nie pojawił się Maciej Kowalczyk. Cóż, ale jeśli "na chama" daje się nagrodę Maciejowi Jankowskiemu (Odkrycie Roku 2010), bo jest ze "stajni" właściciela gazety, to potem nie ma co się dziwić, że laur od "Piłki Nożnej" jest traktowany gorzej niż tytuł króla balu na koniec gimnazjum...
Lewandowski w sobotę nie pofatygował się na galę, by odebrać nagrodę przyznaną przez "Piłkę Nożną". A mógł to zrobić, bowiem za czerwoną kartkę został zawieszony na trzy spotkania i w sobotę nie musiał grać w lidze.
Ok. Mamy do czynienia z profesjonalnym klubem i "Lewy" pewnie miał obowiązek pojawienia się na trybunach podczas meczu z Eintrachtem. Problem jednak w tym, że działacze BVB to nie są debile i pewnie puściliby Lewandowskiego na gale. Gdyby ten tylko poprosił. Marketingowo lepiej byłoby dla Borussii, żeby napastnik odebrał nagrodę, a zdjęcia z tego momentu pojawiły się w mediach.
Tymczasem "Lewy" wybrał inną imprezę. Zamiast w sobotę na imprezie w środowisku piłkarskim, w poniedziałek zjawił się na gali "Srebrnych Jabłek". Wielu pewnie spyta, co to za bal i czym coś wspólnego np. z Królewną Śnieżką lub wężem, kumplem Ewy i wrogiem Adama. Spieszę z odpowiedzią, że nie. Chodzi o związki partnerskie i ich genezę - czyli o miłość. Tym razem nominowani byli m.in. Robert Lewandowski i jego partnerka Anna Stachurska. Nie wygrali. Historia "lewej miłości" przegrała z dziejami Passentów (Daniela i Marty), Beaty Kozidrak i Andrzeja Pietrasa oraz Moniki Kuszyńskiej i Kuby Raczyńskiego.
Wybór Lewandowskiego świadczy jednak przede wszystkim o... prestiżu imprezy "Piłki Nożnej". Przecież nagrody nie odebrał też Danijel Ljuboja, nie pojawił się Maciej Kowalczyk. Cóż, ale jeśli "na chama" daje się nagrodę Maciejowi Jankowskiemu (Odkrycie Roku 2010), bo jest ze "stajni" właściciela gazety, to potem nie ma co się dziwić, że laur od "Piłki Nożnej" jest traktowany gorzej niż tytuł króla balu na koniec gimnazjum...
Subskrybuj:
Posty (Atom)