Dariusz Tuzimek pokusił się o tekst kardiologiczny. Prosto z serca, wielce patriotyczny i krytyczny wobec tych, którzy odważyli się dopingować San Marino podczas meczu w Warszawie.
Skoro tak, to ja pozwolę sobie nie zgodzić się z niektórymi poglądami redaktora Tuzimka, który "wieśniactwem" i "przegięciem" mnie zaatakował. Dokładnie mnie, bo też dopingowałem San Marino, by chociaż jedną bramkę zdobyło, chociaż Artura Boruca byłoby mi pewnie trochę żal. Dlatego też ucieszyłem się, gdy Boruc w 90. minucie wybronił sam na sam. Pokazał wielką klasę. Gdyby puścił gola z karnego lub po strzale, przy którym nie miałby szans, cieszyłbym się z bramki gości, bo winy Artura by w tym nie było. Oczywiście chciałem, żeby San Marino zdobyło jedną bramkę lub góra dwie, a Polacy sześć, siedem, osiem. Najważniejsze były trzy punkty. Jak powtarzali piłkarze po batach z Ukrainą.
Po batach, po których piłkarze według Pana Tuzimka się kajali, przepraszali i obiecywali poprawę. Naprawdę? Gdyby to zrobili, publicznie powiedzieli, że zawiedli, dali du... i premie za przyjazd na kadrę przeznaczają na szkolenie młodzieży lub domy dziecka, wszyscy by im wybaczyli. Ale oni nie. Wyrażali zdziwienie grą Ukraińców, przekonywali, że zabrakło szczęścia, że były dobre momenty, a przy tym wszystkim sprawiali wrażenie - w większości - jakby porażka spłynęła po nich jak po kaczkach. Takiej postawy akceptować nie wolno nikomu. I braku zaangażowania też nie, a chyba nawet Pan Tuzimek nie widział tego w starciu z Ukrainą. Dlatego też rozumiem kibiców, którzy dopingowali San Marino.
Jeśli Pan Tuzimek uważa, że ileś tam tysięcy kibiców pofatygowało się na mecz z San Marino tylko po to, by wykpić i wyśmiać piłkarzy w biało-czerwonych strojach, to mam dziwne podejrzenia, że w szkole nie był w grupie dzieci lubianych. Ci ludzie przyjechali do Warszawy z wielu miejsc Polski i Europy. Zobaczyć reprezentację i ją wspierać. Nie dostali biletów za darmo. Wydali na nie swoje pieniądze, ubrali się w barwy narodowe, poświęcili czas i energię. Zarzucanie im teraz, że są "wieśniakami" i "przegięli", to właśnie "wieśniactwo" i "przegięcie".
I nie ważne, że na meczach reprezentacji - a wielka szkoda - nie pojawiają się zorganizowane grupy kibicowskie, które na dopingu się znają świetnie. Pojawiają się w sporej grupie "Janusze", "Heleny" i inni ludzie, którzy są obrażani różnymi nazwami (chociaż wydali pieniądze, ubrali się w barwy narodowe, a krewetki, o których się wspomina, że interesują ich najbardziej, część z nich pewnie widziała w telewizji). To nie ich wina, że nie ma na stadionach kibiców klubowych. To wina polityków, policji, dziennikarzy takich jak Pan Tuzimek także. To wyście Panie Dariuszu walką z "kibolstwem", powielaniem bzdur, doprowadzili do zmian na trybunach, a teraz jest wielki lament.
Stawianie tezy, że ponad 40 tysięcy ludzi, którzy przyszli na mecz z San Marino, nie zna się na piłce, to coś niesamowitego. Naiwnego do bólu. Na trybunach Panie Dariuszu nie ma obecnie takich liderów, którzy mogliby zmusić masę do wyśmiewania zagrać piłkarzy. Nie ma. Pan naiwnie myśli, że są, bo sam chciałby Pan być wielkim liderem i guru - akurat na polu dziennikarstwa sportowego. Nie wyszło to, wychodzą kompleksy, dlatego jest "wieśniactwo" i "przegięcie" w Pana tekście. Jeśli uważa Pan, że to w porządku obrażać ludzi, którzy zapłacili za bilety, poświęcili czas i energię na pójście/pojechanie na mecz, to użyję Pana słów w trochę zmienionej formie: Co mogę powiedzieć? Chyba tylko tyle, że mi Pana szkoda...
Z jednym się zgodzić muszę. Mi również nie podobało się gwizdanie na Marcina Wasilewskiego. Gwizdy to powinien dostać Błaszczykowski za to, że jako kapitan postanowił sobie odpuścić mecz z San Marino, bo nóżka go zabolała i nie chciał ryzykować w meczu kadry, by tylko w klubie mieć spokój. To jest brak szacunku dla reprezentacji, o którym Pan wspomina, a nie to, że ktoś kilka razy krzyknął "San Marino" lub bił brawo po akcji kelnera lub księgowego. A może uważa Pan, że trzeba było San Marino wygwizdać - opluć ich flagę, zakłócić hymn, a potem obrażać, lżyć i rzucać zapalniczkami. Pewnie dla Pana to obojętne. Wówczas byłby temat "kibolstwa". Ważne, że można postukać w klawiaturę i chwalić się potem swoją - pozorną według mnie - odwaga. Oto ja, który uznałem za "wieśniactwo" i "przegięcie" dopingowanie San Marino. Klękajcie narody. Nawet większe niż ten 30-tysięczny, który za sąsiadów ma tylko Włochów.