Jakub Wawrzyniak to obecnie jedyny lewy obrońca, o którym Waldemar 
Fornalik może myśleć, gdy zastanawia się, jak zestawić pierwszą 
jedenastkę reprezentacji Polski. Niewykluczone, że poważny rywal dla 
"Wawrzyna" gra w Niemczech.
Franciszek Smuda wymyślił dla 
reprezentacji Polski Sebastiana Boenischa. Teoretycznie strzał nie był 
zły. Mocny, ofensywnie grający, defensor silnego Werderu Brema - 
brzmiałoby dobrze, gdyby nie poważne problemy piłkarza z kontuzjami. 
Boenisch zbawcą biało-czerwonych nie został i trudno przypuszczać, że 
jeszcze nim będzie, chociaż niedawno trafił do Bayeru Leverkusen. U 
"Aptekarzy" pojawił się jednak awaryjnie i raczej wątpliwe, żeby zrobił 
wielką karierę.
Jest tymczasem w Bundeslidze piłkarz, który 
znajduje się obecnie na drugi biegunie. Mowa o Matthiasie Ostrzolku. 
22-letni zawodnik FC Augsburg błyszczy w niemieckiej ekstraklasie. 
Wyrasta na czołowego lewego obrońcę ligi. Co to ma do reprezentacji 
Polski? Sporo. Urodzony w Bochum gracz ma bowiem polskie korzenie, a 
nawet grał w juniorskiej reprezentacji biało-czerwonych. 
Epizod 
miał miejsce w 2007 roku w kadrze U-17. Później Ostrzolek już dla Polski
 nie zagrał, a wystąpił w kadrze U-21 Niemiec. I nie ukrywał, że marzy o
 pierwszej kadrze naszych zachodnich sąsiadów. - Nie czuję się Polakiem -
 mówił nawet na łamach niemieckiej prasy. 
Trudno dziwić się 
młodemu chłopakowi, że chciałby trafić do zdecydowanie silniejszej 
reprezentacji. O tym samym swego czasu marzył jednak Boenisch, a jak się
 skończyło, wszyscy wiemy. Dlatego można byłoby spróbować zawalczyć o 
Ostrzolka. W dzisiejszych czasach jest niestety tak, że pewnie po 
otrzymaniu powołania Ostrzolek poczułby dziwną więź z ziemią pochodzenia
 matki. Tak się dzieje i już. Nikt tego nie zatrzyma, a Polacy za kilka 
lat mogą żałować, że nie próbowali chociaż namówić zawodnika Augsburga 
do gry z orzełkiem na piersi.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz