sobota, 22 grudnia 2012

Okazało się, że sędziowie piłkarscy to pikuś

Lata temu w Betlejem zdarzył się podobno cud. Przyszedł na świat odkupiciel. Nie mylić podobno z kimś od kupowania różnych rzeczy od biednych ludzi, chociaż i taką tezę dałoby się obronić. W końcu po coś na świecie się pojawił...

Mniejsza o to, bowiem 2012 lat później w Bethlehem w USA doszło do kolejnego cudu. Jeśli pomstujemy czasem na sędziów piłkarskich, że w ciągu sekundy podejmą złą decyzję, to co zrobić z panami punktującymi walki bokserskie? Do kurwy nędzy kurzej stopy. Siedzi taki jeden z drugim przez 12 rund, ogląda, zapisuje, wypełnia jakieś kartki przez ponad pół godziny i na koniec okazuje się, że wygrał słabszy.


Oczywiście ja z Tomaszem Adamkiem wytrzymałbym w ringu czas dwóch gongów. Tego zaczynającego walkę i tego przyjętego od "Górala". I to nie do końca, bo jeszcze bym pewnie leciał w uszach mając dźwięk dzwoneczków. To jednak nic nie zmienia, że Adamek walkę z Cunninghamem przegrał lub co najwyżej zremisował, jak ogłoszono na początku. Po chwili Michael Buffer włożył jednak okulary i okazało się, że walka była punktowana dla Adamka!

"USS" po werdykcie zatonął. Został zalany bokserskim gównem wypaczenia, ustawień i debilizmu. To już chyba lepiej punktowaliby tę walkę Małek z Borskim. Też wpisaliby jakieś cyferki i może wyszedłby np. remis, z którego Adamek i tak powinien się cieszyć. Przed 11. rundą usłyszał bowiem w narożniku, że potrzebuje powalić Amerykanina na deski, by wygrać. Nie powalił, ale wygrał. W trzyosobowym teamie z sędziami w rolach głównych. Szkoda. Idę na piwo, bo po walce pozostał niesmak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz