OBECNIE
Przemysław Tytoń? Słabiak...
Wojciech Szczęsny? Słabiak...
Łukasz Załuska? Słabiak...
Artur Boruc? Słabiak...
Tomasz Kuszczak? Słabiak...
Teraz idolem bramkarskim Polski jest Łukasz Fabiański! Już widziałem wpisy i komentarze po meczu Arsenalu z Bayernem (Fabiański zagrał 90 minut, nie puścił gola, zanotował 2-3 bardzo dobre interwencje), że Waldemar Fornalik pośpieszył się z powołaniami na mecz z Ukrainą! Ba, że Fabiański jest najlepszym rozwiązaniem i Boruc oraz Szczęsny mogliby go podziwiać z trybun Stadionu Narodowego.
Tyle "kibice". Swoje dorzuciły też media, pisząc o fenomenalnym występie, kapitalnym meczu i cudownych interwencjach. Można byłoby pomyśleć, że Fabiański zagrał mecz życia. Nic takiego się jednak nie zdarzyło. Były piłkarz Legii Warszawa bronił dobrze, ale nie miał zbyt wiele pracy, a interwencję na światowym poziomie zanotował jedną - przy strzale Robbena.
W Polsce, ale nie tylko, szybko wynosi się piłkarzy na piedestał. Fabiański z wyśmiewanego do niedawna rezerwowego stał się bohaterem. Dla wielu przysłonił nawet wybranego kilka chwil wcześniej papieża.
Fabiańskiemu trzeba życzyć jak najlepiej, bo to porządny bramkarz i fajny człowiek. Dlatego wierzę, że nie zachłyśnie się jednym występem i kilkoma pochlebnymi komentarzami - a szczególnie tymi w polskich mediach i polskich "znawców".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz