sobota, 23 marca 2013

Najgorszy mecz od lat, ale w sumie to zawiniło 7 minut, mobilizacja i gole Ukrainy

Od kilku lat, tak mniej więcej od Euro 2008, jakoś oddaliłem się od reprezentacji. Kibicuję jej, ale nie żebym się mocno przejmował wynikami. Piątkowa porażka z Ukrainą nawet mnie jednak zabolała. A jeszcze mocniej wywiady z "bohaterami".

Mecz można wygrać, zremisować, przegrać i wydawało się, że tyle. Nic z tych rzeczy. Można też mecz odpuścić. I to taki, o którym wcześniej w wywiadach kwieciście mówi się, że jest najważniejszy, najistotniejszy, kluczowy i że może pozwolić pozbyć się jednego z rywali w walce o awans do mundialu.

Polacy spotkanie z Ukrainą odpuścili. Przegrali je, nie tak jak chciałoby wielu "komentatorów" głowami, a nogami. Raz, że dolnymi kończynami biało-czerwoni nie bardzo potrafili operować piłką, to jeszcze nie potrafili nawet sfaulować, przeszkodzić, a nawet biegać w odpowiednim tempie. Ukraińcy nic nadzwyczajnego nie pokazali, ale spokojnie wystarczyło. Kilka razy kopnąć w kierunku bramki, kilkanaście razy kopnąć najgroźniejszych przeciwników, a potem kopać sobie spokojnie między sobą i z każdym podaniem zbliżać się do zwycięstwa - ot i cały plan. Na Polaków spokojnie wystarczyło. Gorzej jednak, że z tej lekcji biało-czerwoni raczej nie wyciągną wniosków.

- Siedem minut zadecydowało o tym, że przegraliśmy - stwierdził Waldemar Fornalik. Tak jakbyśmy przez pozostałe 83 minuty dzielili i rządzili na boisku.

- Z takim zespołem jak Ukraina stworzyliśmy jednak kilka dobrych sytuacji, szkoda, że nie udało się wyrównać, ale gdy byliśmy bliscy strzelenia drugiej bramki, Ukraińcy strzelili nam trzecią - znowu Fornalik. Czyli w sumie nic się nie stało? Skoro z TAKIM zespołem jak Ukraina byliśmy blisko wyrównania, to gdy wyjdziemy na San Marino, to może nawet uda się wygrać.

- Nasi rywale wygrywali w środku pola większość piłek, po kilku żółtych kartkach widać, że im niezwykle zależało, że włożyli w to spotkanie bardzo dużo wysiłku. My staraliśmy się użyć innych środków, nie udało się - to z kolei Radosław Majewski. "Inne środki"? Od kilku już ładnych lat, gdy Polacy do jakichś tam umiejętności nie dołożą czterech wagonów walki, to nic z tego nie ma. I nagle chcieli z Ukrainą wygrać dzięki klasie piłkarskiej? Bzdura.

- Wychodzimy na mecz i od razu dostajemy dwa gole. Z niczego - powiedział Marcin Wasilewski. Oczywiście, że z "niczego". Ukraińcy wcale nie zrobili dwóch dobrych akcji. Bramki wygrali w konkursie zorganizowanym przez PZPN.

- Motywacja była duża, zastanawiam się, czy nie było jej nawet za dużo. Może byliśmy przemobilizowani i to nas zgubiło? - zastanawiał się Robert Lewandowski. Po kolejnej porażce usłyszymy, że zabrakło procenta motywacji, bo polskim piłkarzom lepiej gra się, gdy są zmobilizowani na 97, a nie 96 procent... Gratulacje.

W sumie więc nic się nie stało. "Gole z niczego", "słabe 7 minut", "zbyt wielka mobilizacja". Wystarczy tylko wyeliminować te błędy i będzie pięknie. Guzik prawda. Zagraliśmy jeden z najgorszych meczów w ostatnich latach, a wszystko wskazuje na to, że po ewentualnym zwycięstwo nad San Marino wszytko się uspokoi, przyjdzie czas na zapomnienie i na nowo zacznie się podbijanie bębenka, że mundial jest jeszcze do osiągnięcia. Może więc lepiej przegrać z barmanami z San Marino? Taka lodowata kąpiel może otrzeźwiłaby niektórych, innych by zmroziła i może w końcu przyszłaby wiosna dla reprezentacji...

1 komentarz:

  1. Dopóki piłka w grze i teoretycznie mogą awansować, to ja nie odbieram im tej szansy. Muszą teraz wszystko wygrywać. Jeżeli są ambitni, to schowają wewnętrzne animozje i zagrają jak drużyna. Jeżeli nie, to trzeba podziękować niektórym. Fornalik wie którym.

    OdpowiedzUsuń